“Piątek, piąteczek, piątunio”. “Piątek weekendu początek”. Któż z nas nie lubi tego dnia tygodnia 🙂 Dzisiaj więc będzie o imprezach domowych bez plastiku.
Na ten weekend zapowiada się upalna pogoda, sprzyjająca imprezom na świeżym powietrzu. Już czuję w nosie zapach grilla u okolicznych sąsiadów 😉 Grill kojarzy mi się przede wszystkim z aluminiowymi tackami, które po imprezie lądują w koszu na odpady zmieszane, bo nie nadają się do powtórnego przetworzenia.
Jak zatem zorganizować domową imprezę, a zwłaszcza grilla bez tony plastiku i nieprzetwarzalnych odpadów? Mam dla Was dzisiaj kilka podpowiedzi.
Tacki do grillowania
O ile kiełbasę czy karkówkę można grillować bezpośrednio na ruszcie grillowym, o tyle delikatniejsze jedzenie za bardzo do niego przywiera.
Zamiast aluminiowych, jednorazowych tacek na grilla warto kupić wielorazowe, np. żeliwne. Odradzam tackę emaliowaną jak ta:

Mi wszystko do niej przywierało, nie tylko mięso, ale zwłaszcza delikatniejsze warzywa, jak cukinia. Zakończyła u mnie w domu swój żywot grillowy, wciąż szukam pomysłu na wykorzystanie jej do innych celów 😉
Żeliwna tacka będzie dużo lepszym rozwiązaniem, tylko pamiętaj o posmarowaniu jej za każdym razem niewielką ilością oleju lub oliwy. Ja planuję zaopatrzyć się niebawem w tego typu blachę dwustronną:

Jeśli często urządzasz grilla, to nawet jeśli kupisz dwie takie blachy żeliwne, to zwrócą Ci się po jednym lub dwóch sezonach. U mnie na grillu za każdym razem zużywaliśmy przynajmniej 5-6 tacek aluminiowych, co stanowiło wydatek kilkunastu złotych.
Alternatywą są maty teflonowe, ale jakoś nie mam do nich przekonania, wolę żeliwo 😉

Szaszłyki i przystawki
Lubię wszelkiego rodzaju szaszłyki i za każdym razem improwizuję z ich składnikami i staram się wykorzystywać zwłaszcza resztki warzyw, które mam w domu. Przez wiele lat używałam patyczków bambusowych , które oczywiście są w pełni biodegradowalne, ale jednak jest to jednorazowy produkt, eksploatujący środowisko, pokonujący ogromne odległości, żeby znaleźć się na naszych stołach, a podstawowa zasada zero waste to zamień to, co jednorazowe na wielorazowe alternatywy.
Tak więc już jakiś czas temu przestawiłam się na metalowe szpikulce do szaszłyków oraz do koreczków/zrazów. Są tanie, niezniszczalne, wielorazowe i dostępne w różnych wielkościach. Te duże do szaszłyków doskonale sprawdzają się do robienia nimi dziur na sznurek w mydle w kostce 🙂 Tylko trzeba pamiętać, żeby je najpierw przez chwilę rozgrzać w ogniu, np. nad palnikiem kuchenki czy zapalniczką.
Tak oto prezentują się u mnie:


Serwetki
Kiedyś jednym z podstawowych produktów kupowanych przeze mnie w Ikei były duże paczki białych serwetek papierowych. Zużytych, ubrudzonych jedzeniem nie można oddać do recyklingu, więc lądują w koszu na odpady zmieszane, w kominku, ewentualnie w kompostowniku. Tylko tak jak w przypadku bambusowych patyczków do szaszłyków są jednorazowe. Od wielu lat mam w domu materiałowe serwetki, ale takie eleganckie, na specjalne okazje, co w praktyce oznacza, że używam ich może raz na rok. Co za marnotrawstwo! Ze względu na swój kolor na pewno nie nadają się na grilla, bo strasznie trudno usunąć z nich tłuste plamy. Tak więc jakiś czas temu zaopatrzyłam się w wielorazowe serwetki materiałowe w ciemnym kolorze, więc nie widać na nich ewentualnych plam, ale jakimś cudem dobrze się dopierają. Jeśli doda się do nich pierścienie na serwety (których zamierzam się pozbyć, bo są używane równie często jak białe serwetki ;-)), to wyglądają naprawdę elegancko, zwłaszcza na gładkim, białym talerzu.

Napoje bezalkoholowe bez plastiku
Odkąd mam w domu wyciskarkę do owoców i warzyw, mogę serwować gościom pyszne i zdrowe soki. Lubię jednak ich zaskakiwać nieco innymi napojami. Zawsze na stole pojawia się woda z takimi ziołami, które akurat mam w domu czy w ogrodzie, ewentualnie z dodatkiem cytryny lub limonki (preferuję limonkę), pomarańczy oraz w mojej ulubionej wersji, czyli z plastrami zielonego ogórka. Kto nie próbował takiej wersji, niech zrobi to koniecznie. Do butelek nalewam wodę z kranu, a jak się “przegryzie” z roślinną zawartością i schłodzi w lodówce, to smakuje rewelacyjnie. Taką wodę pije na co dzień cała moja rodzina.
Kolejną alternatywą dla napojów w plastikowych butelkach czy kartonach z tetrapaku są różnego rodzaju herbaty, a właściwie mieszanki, które zazwyczaj sama robię. Zawsze dodaję do nich jakąś zieloną, ziołową gałązkę, która super “podkręca” ich smak. Poza tym wygląda to przepięknie 🙂

Opiszę Wam zestaw z powyższego zdjęcia, po kolei od lewej strony:
- Mieszanka rumianku z lawendą (w proporcji 50/50) z dodatkiem syropu z kwiatów czarnego bzu (mam to szczęście, że mam bez w ogrodzie, więc robię ten syrop sama, choć oszczędzam go głównie na jesień i zimę). Do tego zielenina w postaci gałązek melisy.
- Mięta z mietą, czyli zaparzona suszona mięta ze świeżą gałązką mięty oraz dla tych co lubią słodkie smaki z dodatkiem miodu. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie wszyscy lubią miętę, ja ją wręcz uwielbiam 😉
- Woda z gałązkami mięty i rozmarynu oraz plasterkami limonki (bosko smakuje ze wspomnianym już ogórkiem).
- Moja własna wersja gotowej mieszanki herbaty na wagę o nazwie “Zielony rooibos Zanzibar”, o korzennej nucie. Oprócz podstawowych liści herbaty znajdują się w niej też m.in.: goździki, cynamon, imbir, płatki róży, aronia, suszone mango, a nawet kolorowe ziarenka pieprzu (czerwonego i zielonego), jeśli takowe posiadam w danym momencie w domu. Ta herbata fajnie rozgrzewa zimą, a latem właśnie w wersji schłodzonej cudownie orzeźwia. Gałązka rozmarynu bardzo pasuje jako dopełnienie korzennego smaku, poza tym pięknie wygląda w karafce 🙂
Zwróćcie uwagę, że każda z butelek jest z jakąś formą pokrywki. Tak stawiam je na stole na tarasie, żeby nie wpadły do nich żadne robale 🙂
Niezmiennie na letnim stole króluje też domowa lemoniada, którą hektolitrami piją zwłaszcza dzieciaki zamiast sklepowej ice-tea 😉
Uwielbiam zwłaszcza lemoniadę arbuzową. Jest mega prosta do wykonania. Po prostu blendujesz kawałki arbuza (najlepiej schłodzonego w lodówce) z wodą i z odrobiną soku z cytryny i gotowe 🙂
Napoje alkoholowe
Na szczęście większość jest sprzedawanych w szkle, ewentualnie w aluminiowych puszkach. Wkurza mnie jednak to, jak bardzo mało piw jest w butelkach zwrotnych. Przecież kiedyś tylko takie były dostępne. Lubię sobie od czasu do czasu wypić bezalkoholowe Karmi i nie mogę pojąć tego, że mniejsza butelka (chyba 400 ml) jest bezwrotna, a standardowa półlitrowa jest już zwrotna… Na szczęście mój ulubiony browar (Grodzisk Wielkopolski) ma wszystkie swoje piwa w butelkach zwrotnych 🙂

Kupuję zawsze dwa smaki: czerwona porzeczka i kwiat czarnego bzu. Dodam, że zawierają one prawdziwe soki, a nie sztuczne słodziki.
Osobiście piję piwa głównie latem, a całorocznie jestem koneserką win. Moim odkryciem roku było niepozorne miejsce, w którym można kupić wino do własnej butelki (ewentualnie można się w taką zaopatrzyć na miejscu). To miejsce do Vino DiVino w Warszawie. Kupimy tam ekologiczne wina z beczki bez siarczanów z regionów Piemontu i Wenecji Euganejskiej (Veneto). Do wyboru jest Nebbiolo, Cabernet, Prosecco, Pinot Grigio i kilka innych. Smakują rewelacyjnie, nawet Prosecco, którego nie jestem fanką 😉 Ceny bardzo przystępne, wręcz niskie jak na tak dobre wina, bo od 24 zł do 28 zł za litr. Dobrze, że sklep mieści się daleko od mojego domu, bo chyba bym wpadła w alkoholizm, gdyby był bliżej 😉 Moje ulubione czerwone to Piemonte Barbera Riserva, a białe to Pinot Grigio.
Jeśli znacie takie fajne miejsca w innych miastach, to koniecznie napiszcie o nich w komentarzu!
Na koniec podpowiem Wam jeszcze fajne rozwiązanie na confetti, jeśli ktokolwiek jeszcze teraz je używa. Zamiast tradycyjnego papierowego albo co gorsza plastikowego (kiedyś takie widziałam), można je zrobić z wysuszonych liści. Taki pomysł znalazłam na instagramie:

Życzę Wam wspaniałego, leniwego albo aktywnego weekendu, co kto lubi 🙂 Niezależnie od tego, jak będziecie go spędzać, zatrzymajcie się na chwilę, żeby dostrzec i docenić małe, drobne rzeczy, które czynią świat pięknymi. Enjoy the little things!
